Tom Swoon – „Trzeba być gotowym na poświęcenie dosłownie wszystkiego, by móc znaleźć się w takim miejscu.”
DJ i producent Tom Swoon odznacza swój ślad na światowej scenie elektronicznej muzyki tanecznej już od ponad 3 lat. Ten polski reprezentant po raz pierwszy znalazł się w rankingu DJ MAG TOP 100, plasując się na 46 miejscu jako najwyżej notowany Polak w historii, w międzyczasie wydając szereg singli i wysokoprofilowych remiksów.
Jako człowiek w całości poświęcony muzyce, nie jest żadnym zaskoczeniem fakt, że Tom Swoon ma wiele mocnych wydań na swoim koncie. Jego utwory, takie jak m.in. ‘Ghost’ wydany w labelu Nickiego Romero, Protocol Recordings, 'Wait’ w Spinnin’ Records, oraz wzniosłe 'Ahead Of Us’ w Ultra Music, po kolei trafiały na szczyty list sklepu Beatport oraz wielokrotnie pojawiały zarówno się w setach topowych DJów, jak i w mainstremowych rozgłośniach radiowych.
Zapraszam Was do przeczytania inspirującego wywiadu.
Masz dopiero 22 lata, w szybkim tempie zacząłeś odnosić sukcesy jako producent muzyczny. Uważasz, że to dzięki talentowi, czy może ciężka praca i upór zaprowadziły Cię do tego miejsca, w którym teraz jesteś?
Myślę, że potrzeba wszystkich z wyżej wymienionych, lecz nie przez chwilę, czy tylko po trochu – to był, jest i będzie kawał ciężkiej roboty i trzeba być gotowym na poświęcenie dosłownie wszystkiego, by móc znaleźć się w takim miejscu. Wiele młodych producentów myśli, że wystarczy jeden numer, że sława przychodzi „z dnia na dzień”, nie wiedząc często, że nawet takie nazwiska jak Martin Garrix na swój sukces pracowały latami, robiąc numery innym artystom na długo, zanim dostali swoje 5 minut. Dlaczego akurat ten przykład? Myślę, że dużo ludzi błędnie rzuca się w produkcję, licząc na taki właśnie szybki sukces, a mając tę przyjemność poznać Martina, mogę stwierdzić, że wcale tak łatwo nie było.
Co jeszcze jest ważne? Wsparcie bliskich i silna, niezależna psychika. Dużo ludzi w wieku licealnym nie dałoby rady udźwignąć tego wszystkiego psychicznie. Pewnie zabrzmi to dla wielu niewiarygodnie i śmiesznie, ale kiedy hobby scentralizowane na takim przemyśle – jak rozrywkowe – staje się twoim zawodem na skalę global, to presja, stres i ryzyko towarzyszą ci dzień w dzień i nie odstępują na krok – to potrafi przytłoczyć.
No to podsumowując, główne założenia, które uważam za kluczowe, jeśli myślimy o tym na poważnie:
- przede wszystkim pamiętaj, że jedyna osoba, której musisz zaimponować, to ty sam/a – bądź po prostu sobą, a właściwe osoby same do ciebie znajdą drogę
- chcesz, żeby to była kiedyś twoja praca? Traktuj to, jak pracę (spędzanie w studiu tyle samo, a nawet większej ilości czasu niż w ‘zwyklej’ pracy/dyspozycyjność 24/7 – a, jeszcze jedno – nie ma urlopów na żądanie… to znaczy są, ale ich nie chcesz – istnieje możliwość, że jak znikniesz na tydzień czy dwa, to może już nie być, do czego wracać)
- gotowość do poświęceń
- mimo że tak z zewnątrz wygląda, ta praca to nie impreza i trzeba naprawdę mocno trzymać się w ryzach, by być postrzeganym jako profesjonalista
Wróćmy do początków. Mija rok, od kiedy zaczynasz produkować muzykę. Twoje produkcje zaczynają odbijać się szerszym echem w świecie. Czy to dlatego, że postawiłeś wszystko na jedną kartę i cały czas poświęcałeś na produkcję muzyki? Czy coś innego?
Myślę, że tak – to był główny powód. Od kiedy postanowiłem nauczyć się produkcji muzyki, prosto ze szkoły siadałem do FL-a. Nie myślałem wtedy o tym jako o stawianiu wszystkiego na jedną kartę, nie wiązałem poważnych planów z muzyką, tzn. nie robiłem tego dla sławy, pieniędzy, czy kariery jako właśnie producent… Muzyka była raczej ucieczką od codzienności, szkoły, zabiciem czasu i sposobem wyrażenia siebie.
Ile wtedy godzin dziennie spędzałeś na produkcji muzyki?
Myślę, że było to koło 6-7 godzin. Byłem wręcz głodny tego, żeby móc robić to coraz i coraz lepiej – nie mogłem się oderwać! Delikatne sugerowanie, że nic z tego nie będzie i spoglądanie z politowaniem, kiedy wspominałem, co robię w wolnym czasie, tylko mnie bardziej nakręciło – jak ma się te 15-18 lat, to człowiek buduje poczucie właśnie wartości na tym, co mówią inni, szczególnie kiedy jest ich dużo i mówią to samo (dodatkowo, miałem wcześniej kryzys, po którym prawie odpuściłem produkcje na amen… uff.), dlatego po tych uwagach spiąłem się jeszcze bardziej… nawet nie dlatego, żebym im pokazać, tylko dlatego, że nawet jeśli nic nie wyjdzie, to dlatego, że widocznie za mało się starałem, a nie dlatego, że otoczenie nie widziało w tym, co robię celu, bo ‘marnuje życie’ nie wychodząc z domu…
Lata minęły, ale pod względem czasu spędzanego w studiu teraz, dużo się nie zmieniło, doszło tylko więcej obowiązków i trzeba być bardzo zorganizowanym, żeby wszystko dopiąć na czas. No i zarówno na początku, jak i teraz – nie byłbym w stanie zliczyć nieprzespanych nocy przy produkcji 😉
Skąd czerpałeś wiedzę, że tak szybko się rozwinąłeś? Czy może wpływ na to miał fakt, że jako nastolatek grałeś na gitarze?
Lwia część mojej nauki to metoda prób i błędów. Nie potrafię ocenić jak dużo pomogła gitara, ale zdecydowanie jakiś wpływ (szczególnie na aspekt komponowania bez fałszy) miała. Dużo rzeczy robię też kierując się bardziej intuicją, niż popierając to teorią – po prostu „czuję”, że coś gra/brzmi dobrze i tyle. Ileż numerów zrobiłem przecież, nie wiedząc jak działa kompresor, zapinając na master wtyki, których nawet nie umiałem obsłużyć.
Młodzi producenci nie wiedzą w jaki sposób załapać kontakt wytwórniami. Jak u Ciebie to wyglądało? Masz jakieś rady?
Powstało już wiele tekstów na ten temat, objaśniających co robić, a czego nie robić przy kontaktowaniu się z wytwórniami – mam jednak wrazenie, że młodzi producenci nie chcą po nie sięgać i wolą rzucić tekst „labele nie czytają maili”, „artyści nie sprawdzają promo”, a niestety prawda jest taka, że często powodem braku odpowiedzi jest po prostu słaba muzyka, jaką wysyłają. Moja rada – cierpliwości. Dopracuj każdy szczegół, a później w szczerości z samym sobą porównaj, czy numer, który masz zamiar wysłać, rzeczywiście dorównuje innym kawałkom z tej wytwórni, do wydania, w której aspirujesz.
Czy na początku przygody z muzyką warto inwestować w sprzęt? Na jakim sprzęcie Ty zaczynałeś i jak to wygląda teraz?
Zaczynałem praktycznie od niczego. Swój pierwszy setup do produkcji, tj. stary laptop i dwa małe głośniczki od jakiegoś nołnejmowego kina domowego pokazałem zresztą w swoim ostatnim filmie „My Journey So Far”. Ciekawostka, pierwsze monitory studyjne pojawiły się dopiero po wydaniu pierwszego singla w Ultra! (KRK RP5 G2, do których uwaga – dopinałem przez wejście słuchawkowe w interfejsie audio subwoofer z wyżej wspomnianego kina domowego i tak też trochę czasu pracowałem).
Oczywiście, nikomu nie polecam czekać aż tak długo z zainwestowaniem w dobry odsłuch – jest to niezaprzeczalnie konieczność; tak samo nie polecam się poddawać „bo nie mam porządnego studia” – i to nie tylko na swoim przykładzie, bo nawet Porter Robinson swoją EPkę „Spitfire”(która swego czasu rozbiła (dosłownie) Beatport), zrobił na tanich głośniczkach komputerowych Logitecha – można? 😉
Która umiejętność jest ważniejsza? Tworzenie progresji akordów i melodii, sound design czy aspekty techniczne – korekcja, kompresja itp.?
Numer może być wspaniały technicznie, ale pamięć o nim przepadnie po kilku tygodniach, jeśli nie będzie zapadał w pamięć, tj. miał to „coś”! Dlatego też uważam, że to melodia, hook są najważniejszymi elementami utworu i to nad nimi siedzę najdłużej – mam masę projektów, których nawet nie wysyłałem dalej, bo czułem, że to jeszcze nie to.
Jeśli potrafisz pisać dobre melodie, a twój mix leży, możesz zawsze zaczerpnąć pomocy u specjalisty. To samo tyczy się masteringu. Dostaję bardzo dużo demek z fajnymi pomysłami, które niestety zbyt mocno kuleją od strony technicznej, żebym mógł je zagrać czy to na występie, czy w mojej audycji „Lift Off Radio”, bo po prostu odstają od całej reszty i nie brzmi to dobrze, a niestety na wyjątki jako gospodarz programu, który jest dostępny nie tylko w internecie, ale też w dziesiątkach stacji radiowych na całym świecie pozwolić sobie nie mogę. I tak, jak sam cenię sobie wyżej inwecję twórczą nad treatmentem często bazującym na podręcznikach, tak przyznaję, że jedno bez drugiego prawa bytu nie ma… a już na pewno nie takiego, jakiego byśmy mu życzyli 😉
Jaki jest Twoim zdaniem największy mit produkcji muzycznej?
Że słaby utwór po masteringu stanie się hitem 😀 Na drugim miejscu plasuje się jedna z moich ulubionych wymówek, pt.: „Dobrą muzykę można robić tylko w profesjonalnym studiu” i ogólnie, że trzeba mieć zajebisty komputer, bo inaczej ani rusz. Okej, nie zaprzeczę, że nie jest to ogromne udogodnienie, ale znam gościa, który pracował/zarabiał jako producent prawie 5 lat na rzęchu, który lagował po załadowaniu drugiego Spire’a do DAW’a. Sam się mu momentami dziwiłem, że nigdy nie zdemolował mieszkania, samemu mając granicę cierpliwości gdzieś pomiędzy 3 a 4 crashem FL’a w ciągu godziny. Tak pół-żartem, pół-serio – właśnie takim ludziom jak on powinno się budować pomniki, bo raz po raz udowadniają, że da robić muzykę nawet na tosterze.
Czy istnieje wtyczka, bez której nie wyobrażasz sobie pracy?
Nie wyobrażam sobie pracy bez inspiracji. Kiedy jej nie ma, żadna wtyczka nie tego nie zmieni. I znowu może to zabrzmieć niedorzecznie, ale muzyka zawsze
była dla mnie formą wyrażenia siebie i zdarzało mi się nie być w stanie ukończyć jakiegoś projektu, kiedy go nie ‘czułem’
Wielu młodych producentów uważa, że odpowiednie wtyczki są kluczem do profesjonalnego brzmienia. Myślisz, że pogoń za najnowszymi wtyczkami ma sens? Czy są one aż tak ważne?
Myślę, że odpowiedzią na to pytanie jest fakt, że przed powstaniem tych coraz nowszych wtyczek też wychodziła dobra muzyka. Najlepszą wtyczką jest nasza wyobraźnia. Weźmy chociaż za przykład numer Jack U „Where Are U Now” – ten numer „zrobił” nie dźwięk z VST, a mocno przetworzony wokal na dropie, bez którego ten utwór nie byłby taki sam. Jeżeli już miałbym się odnieść do konkretów, to sam osobiście kupuję nową wersję wtyczki tylko, jeśli faktycznie update wniósł coś, czego mi w niej brakowało i nie wyobrażam sobie powrotu do starej wersji. Tak było np. w przypadku Fab Filter Pro-Q2.
Wolisz pracować wewnątrz DAW, czy może sięgasz po zewnętrzny sprzęt?
Nie posiadam na chwilę obecną hardware’u w swoim studio, więc zdecydowanie DAW. Nie wykluczam jednak tego, że „uzbroję” się w nowe zabawki w niedalekiej przyszłości.
Jak podchodzisz do tworzenia melodii? Najpierw akordy czy melodia? Układasz je w Piano Roll, czy może grasz na klawiszu?
Na początku skupiam się na linii basowej i melodii. Zdecydowanie granie na klawiszu.
Czy nieustanne podróżowanie i granie koncertów nie przeszkadza Ci w tworzeniu muzyki? Jak znajdujesz na to czas?
Jestem typem człowieka, który woli pracę w dużej przestrzeni – monitory, biurko, duży ekran. Ten luksus zdarza się jednak coraz rzadziej, dlatego praca w trasie jest konieczna. Kiedy nie odsypiam, to działam nad muzyką właśnie w samolocie. Oczywiście, sprawia mi to zdecydowanie mniej przyjemności z racji na swoją „klaustrofobiczność” w ciasnocie, ze słuchawkami na uszach. Skupiam się wtedy na aranżu, pomysłach, a mix poprawiam w studiu.
- Facebook: facebook.com/tomswoon